wtorek, 3 czerwca 2014

"Para-mara" Jarosław Mikołajewski

Na polskim rynku wydawniczym możemy znaleźć wiele różnorodnych pozycji literackich, które skierowane są do dzieci i młodzieży w różnym wieku. W swoim życiu miałam do czynienia z kilkudziesięcioma tego typu książkami, ale chyba jeszcze żadna z nich nie wywołała we mnie aż tak wielkiego zdezorientowania i nie sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, komu tak właściwie mogłabym ją polecić. Myślałam o tym zanim w ogóle zabrałam się do czytania tej lektury i choć robiłam wszystko co w mojej mocy, by znaleźć w niej coś interesującego to wydaje mi się, że nie końca wykonałam swoje zadanie. W dalszym ciągu uważam treść opowiedzianej w niej historii za co najmniej dziwną 

Jeśli chcielibyście usłyszeć kilka słów na temat tego o czym w ogóle jest "Para-mara" to odwołuję się do informacji podanych na stronie wydawcy, ponieważ sama nie jestem w stanie opowiedzieć wam o niej w taki sposób, by ukazać wam to co jest w niej najistotniejsze i zarazem nie zdradzić wam zbyt wielu szczegółów. Niestety w moim odczuciu i tam zostało powiedziane zbyt wiele, chociaż wątpię, by można było napisać na jej temat coś neutralnego. Ot taka bezsensowna opowieść o niczym i tyle!

Jarosław Mikołajewski stworzył historię, która zapewne miała za zadanie nauczyć czegoś swoich odbiorców, a przy okazji zachwycić, przejętych rozwojem swoich pociech, rodziców. Do tej pory zastanawiam się, gdzie te wszystkie elementy zostały przez autorów ukryte, ponieważ ja ich w ogóle nie odnalazłam. Zapoznałam się ze średniej jakości komiksem i na dobrą sprawę nie potrzebuję już większej ilości słów dla określenia jakości tej książeczki. Doceniam wkład pracy, który zapewne został włożony w jej produkcję, ale tak naprawdę nie odnalazłam w tej pozycji literackiej niczego co mogłoby mnie do niej przyciągnąć jako matkę, czy też pedagoga. Osobiście nie widziałam w niej ani niczego godnego uwagi i naprawdę trudno jest mi powiedzieć na temat wieku w jakim powinni znajdować się potencjalni odbiorcy "Pary-mary". Treść książki wskazuje na to, że powinny być nimi najmłodsze dzieci, jednak sam sposób prowadzenia narracji w istotny sposób temu wszystkiemu zaprzecza. Na tej podstawie można by się skłaniać do tego, by polecać ten utwór czytelnikom, którzy już poczynili pierwsze kroki w tym rzemiośle, ale jakoś nie jestem co do tego przekonana w stu procentach. Nie wykluczam również tego, że to może ze mną jest coś nie tak i nie jestem w stanie docenić wielkiego arcydzieła, które pewnego dnia trafiło w moje ręce. 



Co mi tak właściwie nie odpowiadało w tej książeczce? Przede wszystkim historia opowiedziana nam przez autora. Wydawać by się mogło, że podejście do tematu ze sporym dystansem i nutką humoru, okaże się strzałem w dziesiątkę i oczaruje odbiorców w każdym wieku. Z doświadczenia wiem jednak, że nie wszystko jest w stanie się obronić poprzez samą formę i niebanalny pomysł. Zawsze w takich sytuacjach należy pomóc szczęściu, by przy wysiłku włożonym w projekt przez zespół ludzi, osiągnąć jak największy sukces. Pisarze umyślili sobie, że stworzą lekturę, która będzie przypominać coś na wzór programu telewizyjnego, a jej bohaterami okażą się dwie postacie o niebanalnych charakterach i wyglądzie. Muszę przyznać, że wbrew pozorom zapowiadało się całkiem obiecująco, a w każdym bądź razie nadal miałam nadzieję, iż uda mi się spędzić miło czas w naprawdę doborowym towarzystwie. Na dobrą sprawę nie wiem nawet po co Pan Cienia i Pan Kanaletto zostali zaproszeni do tego show! No niby jakoś tam zostało powiedziane kim są, ale najpierw jeden się obraził, a chwilę później drugi z gości poszedł w ślad na zanim i tyle z udanej zabawy. Reżyser kazał zapowiedzieć kolejny program, prezenter nauczył się odmieniać się dwój zawód przez przypadki, a jakiegoś większego morału w tym wszystkim było brak. 

"Para-mara" nie zachwyciła mnie swoją treścią i nie sprawiła, że w przyszłości z wielką ochotą przeczytam ją dzieciom z mojego najbliższego otoczenia. Postaram się to jednak zrobić, ponieważ chciałabym się przekonać o tym, jak zostanie ona odebrana przez najmłodszych czytelników. Niewykluczone, że dostrzegą w tej książeczce niezwykły potencjał i spędzą mile czas w towarzystwie strachów, których ja nie byłam w stanie polubić. Całkiem interesujące wydają się mi się natomiast rysunki, które na potrzeby niniejszej książki popełnił Paweł Pawlak. Zdecydowanie nie jest to moja estetyka i bynajmniej nie kojarzy mi się ona z publikacjami tworzonymi z myślą o dzieciach, a już na pewno nie tych poniżej dziesiątego roku życia. Informacje znajdujące się na stronie wydawcy wskazują na moli książkowych powyżej piątego roku, ale ja osobiście jakoś tego nie widzę i chyba jeszcze długo nie zobaczę. Ogólny zamysł na powstanie tej lektury był i strasznie żałuję, że autorowi nie udało się wykorzystać potencjału jaki w nim drzemał. W przyszłości pewnie skuszę się na kolejne spotkanie z twórczością Jarosława Mikołajewskiego, by przekonać się jak to naprawdę jest z tą jego twórczością. Po cichu liczę na totalną metamorfozę, ale CICHOSZA!



Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz