poniedziałek, 2 czerwca 2014

"Wszystkie moje mamy" Renata Piątkowska

Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów na opisanie uczuć, które towarzyszyły mi podczas czytania tej niepozornej książeczki. Nie ukrywam, że sama mocno zdziwiłam się niewielkimi gabarytami, jednak bardzo szybko przekonałam się o tym, iż została ona przeze mnie niesłusznie oceniona. Nie sztuką jest bowiem stworzyć trzystustronicową powieść o niczym, ponieważ taką z całą pewnością może napisać każdy z nas. Mistrzostwem jest natomiast zawarcie mocnego przesłania na o wiele mniejszej powierzchni i zrobienie tego w taki sposób, by było one zrozumiałe nawet dla najmłodszych czytelników.

Szymek Bauman to kilkuletni chłopiec, który wraz z członkami najbliższej rodziny zmuszony został do zamieszkania w warszawskim getcie. Bohater zupełnie inaczej wyobrażał sobie wojnę, a już na pewno nie był przygotowany na to, że tak szybko straci ukochanego ojca, matkę i siostrę. W wyobraźni tego dziecka wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej. On i jego najlepszy przyjaciel Dawid mieli szybko i bezboleśnie pokonać Niemców, a na ich ziemiach znów miał zapanować pokój. Z biegiem czasu Szymek staje się świadkiem coraz to większych okrucieństw, a z jego życia zaczyna znikać coraz więcej osób... 

Renata Piątkowska stworzyła niezwykłą historyjkę i rzecz jasna oparta ona została na faktach autentycznych. Przeczytałam w swoim życiu wiele książek poświęconych II Wojnie Światowej i związanych z nią zniszczeń, ale chyba po raz pierwszym zostałam wstrząśnięta na tyle, że przez dłuższy czas nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani jednego słowa na jej temat. Potrzebowałam czasu, by poukładać sobie w głowie pewne rzeczy, a już w trakcie zapoznawania się z lekturą tej książki wiedziałam, że zadanie to nie będzie należeć do najłatwiejszych. Do tej pory wydawało mi się, że jedynie bezpośrednie opisy zbrodni są w stanie wstrząsnąć człowiekiem i otworzyć mu oczy na tragedie, które miały miejsce przed laty. Spotkanie z powieścią "Wszystkie moje mamy" pozwoliło mi spojrzeć na Holocaust z zupełnie innej strony. Miałam do czynienia z kilkoma pozycjami literackimi, napisanymi z perspektywy dziecka i choć niemalże każda z nich wzbudziła we mnie wiele emocji to po czasie, niemalże zawsze stwierdzałam, że nie posiadały elementu utwierdzającego moli książkowych, iż to właśnie oni byli świadkami tego wszystkiego. Zdaje sobie sprawę, że większość z nich została spisana rękoma dorosłych już ludzi, więc nie powinnam być zdziwiona stylem utrzymującym się w całości dzieła. Zaczęłam się natomiast zastanawiać nad tym, jakim sposobem dziecko byłyby w stanie zapamiętać tak wiele szczegółów z tamtego okresu. W żadnym wypadku nie wątpię w zdolności maluchów do tego typu rzeczy, ale nie o wszystkim było im dane wiedzieć, więc jakim sposobem w książkach będących autobiografią pojawiają się aż tak szczegółowe opisy? Dopiero Renata Piątkowska skłoniła mnie do przemyśleń na temat i choć posiadam kilka różnych koncepcji, by zabrać się za jego rozwinięcie, każdy z nas posiada swoje własne poglądy w tym zakresie i mogłaby z tego wyniknąć dłuższa dyskusja.

Bardzo się cieszę, że na polskim rynku wydawniczym pojawiają się tego typu książki. Moim zdaniem już od najmłodszych lat powinniśmy dać o edukację naszych pociech, a opowiadanie im o historii naszego państwa jest dla mnie sprawą pierwszorzędną. Tym bardziej jestem zadowolona ze spotkania z utworem "Wszystkie moje mamy", ponieważ w moim odczuciu posiada on wszystkie te cechy, które powinna posiadać idealna powieść dla najmłodszych czytelników. Posiada ona wiele ciekawych informacji na temat sytuacji Żydów w Polsce za czasów II Wojny Światowej i faktycznie została ona napisana w taki sposób, w jaki tę historię opowiedziałoby nam kilkuletni maluch, mogący być świadkiem tych wielu okropieństw. Całość utworu w perfekcyjny sposób została dostosowana do odbiorców i nie uważam, by znalazły się w niej treści, uznawane powszechnie za niestosowne i zbyt brutalne. Ponadto bardzo się cieszę, że autorka zdecydowała się na przedstawienie nam wielkiej postaci jaką niewątpliwie jest Irena Sendlerowa. Nazwisko to powinno być znane wszystkim, ponieważ to właśnie narażając własne życie, uratowała z otchłani getta warszawskiego 2500 dzieci. Wydaje mi się, że nie wielu z nas na jej miejscu zachowałoby się podobnym sposób, więc tym bardziej jestem zadowolona z tego, że dzięki Renacie Piątkowskiej spora część dzieci będzie miało okazję poznać tak wybitną osobę.

Na koniec chciałabym napisać jeszcze kilka słów na temat ilustracji, których autorem jest Maciej Szymanowicz. W tym przypadku nie znajdują się one na wszystkich stronach książki, jednak obrazują wszystkie najważniejsze momenty opowieści. Mi osobiście przypadły one do gustu, choć uważam, że zupełnie niepotrzebne zostały na nich zamieszczone napisy. Oczywiście nie pojawiły się one na wszystkich z nich, ale uważam, że spokojnie mogłyby zostać pominięte i nic wielkiego by się nie stało. Tak, czy inaczej całość utworu, chciałabym polecić rodzicom dzieci w różnym wieku. Osobiście byłabym skłonna do czytania tej książeczki dzieciom od czwartego roku życia. Wydaje mi się, że jest to już ten wiek, w którym po rozmowie z rodzicami, maluszek spokojnie będzie w stanie zrozumieć wydarzenia mające miejsce w utworze, a i sam będzie skłonny do zadawania pytań na jej temat. Co prawda córka mojego brata będzie zmuszona poczekać z poznaniem tej historii jeszcze wiele miesięcy, jednak jestem niemalże pewna, że jej Tata z zafascynowaniem przeczyta ją dużo wcześniej. W końcu w naszej kulturze przyjęło się przekonanie, że faceci są niczym duże dzieci, więc nic dziwnego, że ciągnie ich do sięgania po książki przeznaczone dla najmłodszych czytelników.


Moja ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz