Biorąc w swoje ręce książkę napisaną przez Conn Iggulden spodziewałam się kilku godzin w doborowym towarzystwie. Co prawda dwudziestka na karku sugeruje mi, że powinnam zająć się nieco poważniejszą literaturą, jednak wychodzę z założenia, że czasami powrót do świata bajek jest człowiekowi niezbędny niczym woda dla ryb...
Do zapoznania się z historią Tolinów zaprosiłam swojego pięcioletniego siostrzeńca, który z niezwykłą uwagą wsłuchiwał się w każdą - czytaną przeze mnie na głos - stronę. Dzięki temu rodzice Damiana mieli wolny wieczór, a ciocia nie była samotna w swoich poczynaniach z książeczką i jej częściowe wyrzuty sumienia wyciszyły nie bezgranicznie.
Muszę przyznać, że od pierwszej chwili, w której dzieło Conn Iggulden trafiło do moich rąk jestem pod naprawdę miłym wrażeniem wydania, które w sposób genialny zostało dostosowane nawet dla tych najmłodszych słuchaczy. Jest to bowiem książeczka (a raczej sporej wielkości książka), która pełna jest różnorodnych obrazków związanych z treścią lektury. Twórcy tej pozycji literackiej w początkowych kartach przedstawiają nam bowiem mapki miejsc bliskich Tolinom, a także ukazują nam oblicza bohaterów, z którymi przyjdzie nam spędzić kilka kolejnych chwil. Myślę, że tego typu wstęp jest miłą zachętą dla małych odkrywców, którzy dzięki licznym urozmaiceniom sami próbują dopowiadać sobie poszczególne momenty fabuły i dzięki temu wydają się jeszcze bardziej aktywne, a o to przecież w tym wszystkich chodzi.
Bardzo cieszę się, że miałam okazję zapoznać się z książką stworzoną przez Conn Iggulden. Jest ona bowiem doskonałą pozycja przeznaczoną dla nawet tych najmłodszych dzieci, które jeszcze nie potrafią czytać, a zostaną przez nas zainteresowane znajdującymi się w niej ilustracjami. Z drugiej strony "Toliny" mogę spokojnie polecić także dorosłym, którzy mają ochotę - chociaż przez chwilę - zagłębić się w świecie pełnym niesamowitych przygód.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz